Lepki stołekWolę zginąć, w boju polec,
Jeśli mam opuścić stolec.
Prędzej mi wyrośnie garb,
A nie oddam, to mój skarb!
W taki sposób do gawiedzi
Rzekł polityk, i se siedzi.
Błaga, prosi go znajomy:
Nie bądź, bracie, tak łakomy.
Bój się Boga, po co ci to?
Ludzie patrzą, puść koryto!
Honorowo klęskę znieś.
Cha, cha, cha, cha – mam to gdzieś!
Prośba, groźba nic nie daje,
Twardo usiadł i nie wstaje.
I rodzina, i sąsiedzi
Wszyscy proszą, a ten siedzi.
Nikt się nie przestaje głowić,
Co z tym politykiem robić?
Może jakaś jest metoda?
Toż, cholera, chłopa szkoda.
Przecież jeszcze ze dni kilka
I dostanie biedak wilka.
Ni po złości, po dobroci,
Nie ustąpi, tylko psoci.
Dwie dziesiątki przyszło męża.
Każdy sapie, dyszy, spręża,
Wszyscy ciągną z całych sił,
Ani dygnie, tak się wbił.
Szarpią, drapią, jeden stęka,
Tapicerka gdzieś tam pęka,
Pot na dywan jak deszcz siąpi,
Ten się zaparł, nie ustąpi.
Wreszcie popadali, mostem.
Ruszyć go nie takie proste.
Nie pomaga prośba, bicie
Twardo siedzi przy korycie.
Moi drodzy, myślę sobie,
By zostawić go przy żłobie.
To nie fraszka, przyjaciele,
Rozstać nagle się z fotelem.
Po co złościć nam się zbędnie?
Poczekajmy, aż sam zwiędnie.
|