Rzekł raz Donald Tusk, tak sobie:
Ja Irlandię z Polski zrobię!
Tu niebawem luksus, praca,
Kto na saksach niech więc wraca.
Tak ogłosił, nie na haju,
Lecz gdy przejął władzę w kraju.
Rządzić zaczął stąd z zapałem.
By się słowo stało ciałem,
By lud wrócił do macierzy,
Aby nie mył już talerzy.
By z pań polskich, no i z chłopca,
Sług nie miała siła obca.
Chciała Tuska nosić brać.
Z kraju było i wstyd wiać!
Tutaj nam umierać, żyć.
Dumnie znów Polakiem być!
Takie słowa bowiem rotą.
Każdy chciał być patriotą.
Stąd w te pędy ten i ów,
Kto nie głuchy na ton słów,
Z emigracji zapiernicza,
Jak w eposie Mickiewicza:
"gdzie? gryka jak śnieg biała",
Gdzie dobrobyt jest, nie chała.
Więc do Polski, dalej, w pląs?
A tu, kurde!, kurde!, wstrząs!
Tam gdzie miało być już cacy,
Ni luksusu, ani pracy.
W tył zwrot wykonały nogi
I wycofał się lud z drogi.
Zmyka naród wciąż aż dudni,
Wkrótce Polska się wyludni!
Komu jeszcze siły staje,
Ten wyjeżdża w obce kraje.
Emigrują hen ludziska,
Sp?ając, aż żal ściska.
Finał, w głowie się nie mieści,
To część dalsza opowieści,
O premierze ? chłop na schwał,
Co Irlandię zrobić chciał:
Gdy plan cały diabli wzięli
Sam wyjechał, do Brukseli.
Inna wersja, dla dorosłych,
Finał brzydki, acz doniosły.
Głoszą go ci, co w niedoli:
On po prostu też sp?ił!
|