Kto u władzy ten łka, szlocha.
Bo dziś władzy lud nie kocha!
Miast słów czułych, całowania,
Z każdej strony ślą żądania.
Naród czyni władzy wstręty
Nawet w święto, gdy Walenty.
Gdzie nie spojrzysz wrzaski, krzyki:
A to plony zżarły dziki.
Stąd na drogach pług, traktory.
Pacjent krzyczy też, bo chory.
Wkrótce ruszy belfer w miasto.
Górnik pensję chce czternastą.
Dookoła: płacz i płać!
Każdy chce coś, kurna mać.
Władzę dręczą wciąż ludziska,
Aż żal, w miejscu znanym, ściska.
Wykształceni, niegramotni,
Na etacie, bezrobotni,
Ślązak, z nizin gość, górale,
Każdy ma dziś jakieś żale.
Mknie żal jak Amora strzała,
Lecz miłością nikt nie pała.
Walentynki to dziś farsa.
Naród mknie z imieniem Marsa!
Maszerują ludzie rojnie
Z bóstwem, co się zna na wojnie.
W gotowości jeszcze roje,
Każdy walczyć chce o swoje.
Taki to dziś upominek,
Zamiast kartek, walentynek,
Żądający władzy niosą.
Ten z oskardem, tamten z kosą.
A w zanadrzu jeszcze cegła!
Władza musi być uległa.
Morał kręty jak wąż boa:
Walentynki dookoła!
To okazja przecież rzadka,
By lud z władzą padł "w niedźwiadka".
A tu zamiast całowania
Szlochy, fochy i żądania.
|