W obliczu braku miejsc w opoczyńskich przedszkolach władze miasta zaproponowały, aby część sześciolatków przenieść do zerówek w szkołach podstawowych. – Nie szukajcie miejsca w przedszkolach kosztem naszych dzieci – odpowiadają rodzice
O problemie już pisaliśmy. W opoczyńskich przedszkolach brakuje zdecydowanie powyżej stu miejsc. Szacunkowe dane mówią o brakach od 250 (według informacji uzyskanych od dyrektorów przedszkoli) do 120 (dane z Urzędu Miejskiego). Władze miasta zaproponowały utworzenie nowych oddziałów przedszkolnych w Zespołach Szkół nr 1 i 3, do których przeniesiona zostałaby część sześciolatków z przedszkoli. W ten sposób, w placówkach przedszkolnych znalazłoby się miejsce dla dzieci 3– i 4–letnich. Rodzicom sześciolatków nie podoba się jednak propozycja władz. W środę, 16 czerwca z rodzicami sześciolatków z przedszkoli nr 4, 5, 6 i 8 spotkali się burmistrzowie Jan Wieruszewski i Janusz Macierzyński, naczelnik wydziału oświaty Janusz Plaskota oraz dyrektorzy ZSS nr 1 i 3 i przedszkoli.
Janusz Macierzyński przyznał, że po zakończeniu naboru okazało się, że w przedszkolach zabrakło ponad 250 miejsc. Tak duża liczba jest jednak wynikiem dublowania podań – wielu rodziców złożyło karty do kilku przedszkoli, aby mieć większe szanse na przyjęcie dziecka do któregoś z nich. Według szacunków przeprowadzonych przez organ prowadzący placówki w rzeczywistości w opoczyńskich przedszkolach brakuje 120 miejsc. To wciąż dużo, choć zdaniem Janusza Macierzyńskiego sytuacja nie jest tragiczna. Dla jej rozładowania władze miasta zaproponowały dwa rozwiązania. Jedno z nich to utworzenie oddziału dla dzieci 3– i 4–letnich w Przedszkolu nr 8. To jednak nie rozwiąże sprawy, stąd druga propozycja, aby w ZSS nr 1 i w ZSS nr 3 otworzyć 9–godzinne oddziały dla sześciolatków, po jednym w każdej ze szkół. W sumie do szkół trafiłoby 50 dzieciaków z grupy sześciolatków. Szkoły zapewniłyby 9–godzinną opiekę (25 godzin dydaktycznych w tygodniu plus zajęcia opiekuńczo–wychowawcze) w dniach pracy szkół. Aby zmianę wprowadzić w miarę łagodnie zaproponowano, aby do szkół przenieść całe oddziały, razem z nauczycielką i pomocą dydaktyczną. Nie zmieni się również wysokość odpłatności za przedszkole. Burmistrz Wieruszewski przyznał, że takie rozwiązanie rozładowałoby problem list rezerwowych. Podkreślał jednocześnie, że sześciolatki za rok i tak pójdą do szkół, mogą więc wybrać ją już teraz, nie podlegając rejonizacji. Zaznaczył też, że większość sześciolatków, głównie w miejscowościach wiejskich, chodzi do zerówek w szkołach podstawowych, gdzie zajęcia prowadzone są w systemie 5–6–godzinnym. Tym bardziej zaproponowane rozwiązanie nie będzie dla nikogo krzywdzące. O zaletach takiego rozwiązania przekonywali również dyrektorzy szkół Aneta Tokarska i Zbigniew Sobolewski, którzy zapewniali, że szkoły są przygotowane do przyjęcia sześciolatków, są w stanie zapewnić im odpowiednie warunki, w tym także posiłki, zajęcia dodatkowe i opiekę w świetlicy.
Mimo szeregu korzyści przedstawionych przez władze i dyrektorów rodzicom pomysł nie przypadł do gustu, wywołał za to niemałe emocje. „3–4–latki nie pojawiły się teraz, można było wcześniej przewidzieć, że miejsc w przedszkolach będzie brakować” – mówili rodzice. „Dlaczego spotykacie się z nami, przecież nasze dzieci mają miejsca w przedszkolach. Czemu szuka się miejsc dla dzieci młodszych kosztem sześciolatków” – dodawali inni. Podkreślali jednocześnie, że choć za dwa lata sześciolatki obowiązkowo pójdą do szkoły, póki co rodzice wciąż mogą samodzielnie zdecydować, kiedy dziecko zamieni przedszkole na szkołę. „My już wybraliśmy i uważamy, że placówka, którą wybraliśmy będzie najlepsza dla naszego dziecka” – mówili. Pytali też, czemu spotkanie w tak ważnej sprawie odbywa się w połowie czerwca, skoro nabór do przedszkoli zakończył się w kwietniu.
Sytuację uspokajał burmistrz Macierzyński, który podkreślał, że jest to wyłącznie propozycja, do której nikogo się nie zmusza. Zapewniał, że władze uszanują decyzję rodziców. Zaznaczył, że organ prowadzący nie przyszedł na spotkanie z żadną decyzją, a jedynie z propozycją, licząc na aprobatę rodziców. Przyznał jednocześnie, że dla władz również jest to pewne ryzyko. Jego zdaniem może się okazać, że po zwolnieniu 50 miejsc w przedszkolach 3–4–latki nie przyjdą i przedszkola będą świeciły pustkami. Wyjaśniał rodzicom, że sytuacji, jaka ma miejsce nie można było przewidzieć, bo pójście do przedszkola nie jest obowiązkowe. Liczba dzieci urodzonych w danym okresie nie musi więc być adekwatna do zapotrzebowania na miejsca w placówkach. Z kolei na pytanie rodziców o ewentualne powstanie nowego przedszkola odpowiedział, że samorząd nie będzie szedł w tym kierunku. Powstają bowiem prywatne przedszkola, punkty przedszkolne, które w połączeniu z ofertą samorządu z pewnością zapewnią potrzeby gminy w tym zakresie.
Rodzice zaproponowali, aby nie zmuszać całej grupy do przejścia do szkoły, a poczekać na chętnych. Ostatecznie ustalono, że do piątku, 25 czerwca dyrektorzy placówek będą przyjmować deklaracje rodziców w tej sprawie. W najbliższych dniach okaże się więc, ilu rodziców jest rzeczywiście zainteresowanych przejściem dziecka do nowo tworzonych oddziałów w szkole podstawowej. Można się jednak spodziewać, że będą to najwyżej pojedyncze przypadki, bowiem już w trakcie spotkania deklaracje o chęci pozostawienia dzieci w przedszkolach, w imieniu całych oddziałów, złożyli rodzice sześciolatków z „piątki” i z „ósemki”. Władze gminy prawdopodobnie będą więc musiały szukać innego rozwiązania. |