tygodnik opoczyński
Baza firm
 
Aktualności

 Pożegnanie

 
Śmierć jest przypisana każdemu z nas i każdego z nas nieuchronnie dotknie. Friedrich Nietzsche pisał, że godne jest śmierci wszystko co istnieje. Jeśli istniejesz to umrzesz. Stół nie umiera, bo on nie istnieje, on jest. Mając świadomość nieuchronności śmierci, teoretycznie powinniśmy być na nią gotowi. Chorzy, starzy sami szykują się do odejścia, świadomi swego przemijania. Wraz z nimi szykują się do nieuchronnego końca ziemskiego żywota ich bliscy. I chociaż ból po stracie jest zawsze ogromny, to jeśli następuje po okresie przygotowania się do przekroczenia granicy jest łatwiejszy do przyjęcia, do zaakceptowania. Najbardziej boli śmierć nagła, niespodziewana. A i pustka jest wówczas znacznie bardziej odczuwalna.



ksiądz prałat jan wojtan


12 listopada przed południem w Opocznie rozdzwoniły się telefony - podawana była tylko jedna wiadomości. W wypadku samochodowym koło Wieniawy zginął proboszcz parafii św. Bartłomieja, dziekan dekanatu opoczyńskiego, ks. prałat Jan Wojtan.
Wracał do Opoczna z Kolegium Konsultorów diecezji radomskiej. Około godz. 11 na drodze K12 w Wieniawie (pow. Przysuscha), na łuku drogi, w wyniku pęknięcia mocowania od jadącego z przeciwnej strony samochodu Iveco odczepiła się maszyna budowlana służąca do odwiertów, zjechała na przeciwny pas ruchu i wystającą metalową szyną uderzyła czołowo w jadący z przeciwka VW polo. W wyniku zdarzenia śmierć na miejscu poniósł 66-letni kierowca VW. Na miejscu zbadano trzeźwość kierowcy Iveco - bez uwag. Przyczyną śmierci, jak wynika ze wstępnych ustaleń, były liczne obrażenia głowy, pęknięcie serca i aorty. Jak wynika ze zdjęć, którymi dysponujemy, ksiądz Wojtan, wbrew pojawiającym się pogłoskom, jechał w zapiętych pasach bezpieczeństwa. Jak zwykle w czasie jazdy na ręce miał różaniec.
Ksiądz prałat Jan Wojtan urodził się 18 sierpnia 1943 r. w Chybicach Nowych. Po ukończeniu Wyższego Seminarium Duchownego w Sandomierzu odebrał 4 czerwca 1967 roku święcenia kapłańskie. Pełnił posługę wikariusza w Jedlińsku, Solcu nad Wisłą, Klimontowie, w parafii Wszystkich Świętych w Starachowicach oraz parafii św. Jana w Radomiu. Następnie był proboszczem i budowniczym kościoła św. Brata Alberta w Starachowicach. Od 24 sierpnia 1997 r. pracował w parafii św. Bartłomieja w Opocznie, jako proboszcz, kanonik, prałat, dziekan opoczyński. Był również kapelanem honorowym Jego Świątobliwości Ojca Świętego.
W grudniu 1997 roku, raczkujący jeszcze wówczas Tygodnik Opoczyński w numerze świątecznym opublikował obszerny wywiad z księdzem dziekanem. Głównym tematem rozmowy były zbliżające się święta, ale oczywiście nie obyło się bez wspomnień.

O sobie
Pochodzę z rodziny katolickiej, zasadniczo robotniczej, jakkolwiek mieszkaliśmy na wiosce. Dlatego, jeżeli chodzi o przeżycia wigilijne, to są one tradycyjnie religijne. Było nas dwóch żyjących braci, wcześniej czworo naszego rodzeństwa umarło. Rodzice pracowali fizycznie, ojciec jako pracownik w firmach państwowych, mama gospodyni w domu. Mieliśmy niewielką działkę, ok. jednego ha. Nic więc dziwnego, że dzieciństwo miałem raczej skromne.

O drodze do kapłaństwa:
Urodziłem się i wychowywałem w rejonie Świętego Krzyża, parafia Chybice, rejon bardzo uroczy. Parafia stara, taki unikalny, zabytkowy kościół gotycki, dwunawowy z jednym filarem na środku kościoła, bardzo maleńki, prawdopodobnie dworski z 1362 roku. W tym właśnie miejscu, blisko Świętego Krzyża, życie nasze ukierunkowane było na częstsze spotkania, odpusty. To były dosyć głębokie przeżycia, doświadczenia z pierwszych lat mojego dzieciństwa. Gdy wchodziliśmy na Święty Krzyż, w latach 50. jeszcze były bardzo wyraźne ślady cel więziennych. Budynki klasztorne wykorzystywane były jako ciężkie więzienie dla politycznych. Jeszcze na murach były ślady krwi.
Jeśli chodzi o kapłaństwo, to dosyć wcześnie przewija się ta myśl. Pamiętam, że od klasy bodajże czwartej włączyłem się do grupy ministrantów. Mieliśmy wówczas bardzo dobrego duszpasterza, księdza proboszcza Michała Krakowiaka. Bardzo go szanowaliśmy i lubili. Był wychowawcą wielu pokoleń młodzieży z mojego rejonu. Żyje jeszcze, już bardzo leciwy, w Domu Emerytów w Sandomierzu. Moje zainteresowania kapłaństwem kształtowały się w służbie liturgicznej. W późniejszych klasach szkoły podstawowej już bardziej świadomie decydowałem się na kapłaństwo. Z tą myślą wstąpiłem do Liceum Ogólnokształcącego. Najbliższe z internatem było w Bodzentynie, również w okolicach Świętego Krzyża. Miejscowość bardzo znana ze swoich zabytków. Stale towarzyszyła mi myśl o pracy duszpasterskiej, chociaż były również wątpliwości. Liceum funkcjonowało na bazie liceum pedagogicznego, skąd wywodziło się gros naszych profesorów. Mieliśmy bardzo dobrych nauczycieli. Praktycznie wszyscy, którzy zdali maturę dostawali się na studia bez większych problemów. Wymogi były bardzo wysokie. Ówczesną klasę ósmą rozpoczynaliśmy w dwóch równorzędnych oddziałach A i B, po 35 osób. Było to liceum koedukacyjne z przeważającą liczbą dziewcząt. Kończyliśmy liceum jako jedna klasa, w 32 osoby. W dzień zakończenia szkoły, przed maturami, dyrektor odczytał listy i wówczas okazało się, że z tej liczby tylko 16 osób rozpoczęło i wytrwało do końca w tym liceum. Pozostali dołączyli do nas z innych szkół. W klasie maturalnej podjąłem bardziej świadomą decyzję wstąpienia do seminarium duchownego i złożyłem podanie w Sandomierzu w seminarium należącym do diecezji sandomierskiej. Samo liceum leżało w diecezji kieleckiej, i ksiądz Jan Teklak, prefekt, prowadzący początkowo katechezę w szkole, a po definitywnej decyzji o zaprzestaniu nauczania religii w szkołach, w zorganizowanym punkcie katechetycznym, namawiał mnie, bym wstąpił do seminarium kieleckiego, ale ja chciałem być wiernym swojej diecezji i w 1961 roku rozpocząłem studia w seminarium. Akurat w tym roku mija 30 lat mojej pracy kapłańskiej.

O pierwszej odprawionej pasterce
Seminarium skończyłem w 1967 roku i od sierpnia rozpocząłem swoje kapłaństwo w parafii Jedlińsk. I to właśnie było pierwsze oderwanie od domowej Wigilii, jak się później okazało na stałe. Pierwsza wigilia tylko z księdzem proboszczem, mimo że w bardzo miłej, serdecznej atmosferze, ale poza domem na długo utkwiła mi w pamięci. Ponieważ mocno byłem zaangażowany w pracy z ministrantami, pamiętam, jak po oficjalnej wieczerzy poprzychodzili ministranci z domów, każdy z nich przyniósł jakieś swoje potrawy i wspólnie, aż do pasterki spędziliśmy ten wieczór wigilijny. To była zresztą pierwsza pasterka, którą odprawiałem, pierwsze zwyczaje ubierania choinek, urządzania żłóbka w kościele, przy dużym zaangażowaniu młodzieży. Wcześniej wspólnie z dzieciakami opracowywaliśmy projekt naszej szopki. To są dla mnie bardzo wzruszające wspomnienia. Jeśli chodzi o samą pasterkę, w Jedlińsku był taki zwyczaj, że przez cały czas do kolęd przygrywała strażacko-parafialna orkiestra. Część instrumentów była fundowana przez parafię.

O pierwszych wrażeniach z Opoczna
- Przede wszystkim, jako proboszcz parafii św. Bartłomieja mam świadomość olbrzymich potrzeb inwestycyjnych, ale oczarowało mnie piękno świątyni, którą zobaczyłem dopiero po przybyciu do Opoczna. Warto również wspomnieć o kościele św. Magdaleny, który jest budowlą zabytkową, stąd moja troska o utrzymanie go w należytym stanie. Kontakt z wiernymi dopiero się nawiązuje. Cieszy mnie pokaźna liczba wiernych uczestniczących w mszy świętej. To cieszy. Trudno mi będzie poznać wszystkich parafian. Ale jestem teraz już uspokojony wewnętrznie, że dzięki pomocy parafian sprostam stojącym przede mną zadaniom. Również w czasie spotkań w okolicznych wioskach mieszkańcy chętnie deklarują swą pomoc. Dobrze układa się też współpraca z kapłanami pracującymi w dekanacie. Dla mnie z całą pewnością najważniejsza jest praca jako proboszcza, zaś jako dziekan będę dążył do wytworzenia właściwej więzi między księżmi. Ode mnie oczekują oni nie tylko pracy administracyjnej, ale współpracy duszpasterskiej i jednoczącej.

* * *
Ten wywiad był zatytułowany: „Sprostam zadaniom”, a tych w parafii nie brakowało. Dzięki konsekwencji, uporowi, umiejętności zjednywania sobie ludzi, ogromnej skromności udało się ks. Janowi doprowadzić kościół do obecnego stanu. Ale jako dziekan musiał troszczyć się nie tylko o swoją parafię, ale i o te należące do dekanatu. I z tych zadań wywiązał się znakomicie. Potrafił z każdym porozmawiać, zawsze wolał być w cieniu, nie pchał się do pierwszych szeregów. Z wiecznym uśmiechem błądzącym w kącikach ust, sprawiał wrażenie człowieka cokolwiek zagubionego, onieśmielonego.
Nagła, niespodziewana i co najważniejsze, zupełnie niepotrzebna śmierć zaskoczyła wszystkich i była ciosem nie tylko dla wiernych parafii, ale również dla przełożonych w kurii, dla władz samorządowych, dla wszystkich.
W niedzielnej mszy żałobnej udział wzięli przewodniczący Papieskiej Rady ds. Duszpasterstwa Służby Zdrowia abp Zygmunt Zimowski, ordynariusz diecezji radomskiej bp. Henryk Tomasik oraz biskupi pomocniczy: Adam Odzimek i Stefan Siczek, trzech infułatów oraz ponad 100 kapłanów.
Kondukt pogrzebowy przeszedł przez plac Kościuszki, ulicami: Kołomurną i Moniuszki na cmentarz. Zgodnie z ostatnią wolą tragicznie zmarłego ks. prałata Jana Wojtana, został pochowany pod krzyżem misyjnym na cmentarzu parafialnym. Nie było kwiatów. Jeden duży wieniec z łososiowych róż, białych lilii i białych margaretek, z szarfą „Ojcu Janowi społeczeństwo ziemi opoczyńskiej” nieśli ubrani w białe sukmany opocznianie. Czterech biskupów, 270 księży i kilka tysięcy osób szczelnie wypełniło uliczki prowadzące na cmentarz.
Ks. prałat Jan Wojtan, proboszcz parafii św. Bartłomieja, dziekan dekanatu opoczyńskiego spoczął obok innych proboszczów.


Artykuł ukazał się w wydaniu nr 46 (645) z dnia 20 Listopada 2009r.
 
Kontakt z TOP
Tomaszów Mazowiecki - baza wiedzy Biuro ogłoszeń
oglotop@pajpress.pl

Tomaszów Mazowiecki - baza wiedzy Dział reklamy
tel: 44 754 41 51

Tomaszów Mazowiecki - baza wiedzy Redakcja
tel: 44 754 21 21
top@pajpress.pl
Artykuły
Informator
Warto wiedzieć
Twój TOP
TIT - rejestracja konta Bądź na bieżąco.
Zarejestruj konto »