tygodnik opoczyński
Baza firm
 
Aktualności

 Naukowiec inaczej

 
Sięgając po książkę biograficzną oczekujemy niespodzianek. A są one jeszcze bardziej zaskakujące, gdy dotyczą postaci związanej z Ziemią Opoczyńską

W książce Henryka Nowogródzkiego „Ze wspomnień warszawskiego adwokata” (Wydawnictwo Prawnicze, Warszawa 1986) znalazłam trzy fragmenty związane z pochodzącym z Mniszkowa Krzysztofem Koziełł–Poklewskim.
Kim był Krzysztof Koziełł–Poklewski? W 2007 roku Tygodnik Opoczyński (nr 27) zamieścił artykuł Mariana Paduszyńskiego „Naukowiec z Mniszkowa”, we wstępie którego czytamy: „Ostatni właściciel majątku ziemskiego w Mniszkowie, polski obserwator procesu norymberskiego, ekspert i konsultant ONZ w zwalczaniu przestępczości i nadużyć władzy, pracownik PAN, autor ponad stu publikacji naukowych z zakresu kryminologii i prawa karnego, sekretarz redakcji „Państwa i Prawa” – dr Krzysztof Koziełł–Poklewski”. Jak postrzegali K. Koziełł–Poklewskiego współcześni mu prawnicy? O tym mówią przytoczone poniżej słowa wspomnień adwokata Henryka Nowogródzkiego.
Dwudziestolecie międzywojenne. Stałym bywalcem sali sądowej jest młody człowiek zwany Mojsze–Zakonnik. Mojsze to imię, przydomek Zakonnik zyskał, bo doskonale zna zakon, czyli prawo. „Otóż Mojsze–Zakonnik siedział kiedyś, jak zwykle, na sali sądowej, gdy przewodniczył sędzia Koziełł–Poklewski. Wydając jakieś postanowienie, sędzia zaczął kartkować kodeks, by powołać się na odpowiedni przepis procedury. Mojsze–Zakonnik nie wytrzymał i szybko podpowiedział:
– Na mocy art. 299 kpk.
Przepis wskazany był trafnie.
– Proszę nie przeszkadzać – powiedział surowo sędzia.
– Ja przeszkadzam? – aż zapiał Mojsze–Zakonnik. – Ja pomagam!
– Masz rację, mój kochanku – powiedział udobruchany sędzia, który miał zarówno poczucie sprawiedliwości, jak i poczucie humoru.” (str. 45–46)
Kolejny fragment przytaczam w całości: „Bohaterem licznych smakowitych anegdot sądowych był sędzia Koziełł–Poklewski, który przed wojną orzekał w Sądzie Okręgowym, w wydziale IX Odwoławczym Karnym. Czynił tam sprawiedliwość przez długie lata. Prokuratorom i adwokatom mówił „ty”, nie uchybiając bynajmniej ich powadze. Przeciwnie, gdy mówił „pan” lub „pani”, to kryło się w tym coś niedobrego. Nie lubił przemówień patetycznych i napuszonych, a także nie przepadał za cytatami z orzecznictwa Sądu Najwyższego. Gdy młodziutka adwokatka, Maria Rittman, bijąc ręką w pulpit, powoływała się na orzeczenie Sądu Najwyższego, Poklewski uciął krótko:
– Sąd zna wszystkie orzeczenia, a których nie zna, to się od pani uczyć nie będzie!
Ale wyrok był w zgodzie z cytowanym orzeczeniem”.
I jeszcze jeden fragment: „W rzędzie ruchliwych i rzutkich obrońców owego czasu był Stefan Lent, pełen osobistego wdzięku i charme’u, uroczo dowcipny adwokat. Bronił kiedyś przed sędzią Koziełł–Poklewskim ojca i syna, oskarżonych o kradzież. Stefanowi zabrakło jakoś w tym dniu konceptu. Mówił więc o tym, że nie należy starego ojca skazywać na więzienie, bo to już na schyłku jest żywota, no a syn, człowiek młody, na progu życia! Sędzia Koziełł–Poklewski rzekł sentencjonalnie:
– Ja widzę, że najlepszy wiek do siedzenia to pana adwokata!” (str. 64–65).
Tuż po wyzwoleniu. Sąd Okręgowy orzekał w dwóch trzypokojowych mieszkaniach przy ul. Szerokiej na Pradze. W sąsiednim pokoju urzędował sędzia Koziełł–Poklewski, ten sam, o którym anegdoty krążyły przez całe lata. Był to człowiek uroczy, mądry i sprawiedliwy. Trochę na bakier z przepisami procedury, był zawsze w zgodzie z poczuciem sprawiedliwości i słuszności. Aplikację sądową odbywałem i pod jego patronatem. Zrozumiałem wtedy, że serce jest potrzebne sędziemu nie mniej niż rozum. Gdy rozum kontroluje serce, a serce rozum – wyrok może być najlepszy. Sędzia Koziełł–Poklewski pamiętał, że to właśnie przed nim po raz pierwszy stawiłem się w todze, i ucieszył się, że znów zjawiam się jako obrońca.
Zgłosiłem wniosek na piśmie o zwolnienie aresztowanego klienta, który pozostawał pod zarzutem tak częstego wówczas przestępstwa „szabru”. Wniosek rozpoznawało trzech sędziów. Jeden z nich, sędzia Wesołowski, człowiek wielkiej prawości, ale suchy i formalista, nie godził się na zwolnienie. Sędzia Koziełł–Poklewski wysunął argument zdecydowanie pozaproceduralny:
– No pomyśl Wesołosiu – mówił – Henio (to o mnie) wylazł dopiero z tej paskudnej wojny, pierwszy raz przychodzi, to jak mu odmówić?
– Nie, nie możemy – upierał się sędzia Wesołowski – jak go zwolnimy, to przecież ten oskarżony na pewno ucieknie.
– Ucieknie, wielka rzecz – replikował Koziełł–Poklewski – będzie w Polsce o jednego łobuza mniej!
Ten argument chyba rozstrzygnął sprawę. Mego podopiecznego zwolniono po złożeniu kaucji. Do sprawy już nie doszło. Przewidywania sędziego Wesołowskiego okazały się słuszne” (str. 101–102).
Dr Krzysztoff Koziełł–Poklewski zmarł 12 maja 2006 roku. Warto pamiętać, że ten znakomity i pełen uroku osobistego prawnik związany był z ziemią opoczyńską.


Marzanna Mastalerz   

Artykuł ukazał się w wydaniu nr 3 (706) z dnia 21 Stycznia 2011r.
 
Kontakt z TOP
Tomaszów Mazowiecki - baza wiedzy Biuro ogłoszeń
oglotop@pajpress.pl

Tomaszów Mazowiecki - baza wiedzy Dział reklamy
tel: 44 754 41 51

Tomaszów Mazowiecki - baza wiedzy Redakcja
tel: 44 754 21 21
top@pajpress.pl
Artykuły
Informator
Warto wiedzieć
Twój TOP
TIT - rejestracja konta Bądź na bieżąco.
Zarejestruj konto »