Próżno szukać jej wśród gwiazd,
W nowoczesnych centrach miast,
W lasach, borach ? trud daremny,
Odwiert nie da nic podziemny,
Poszukiwań znany wynik,
Nikt nie znajdzie pewnej z klinik!
Bo to obiekt tajemniczy,
Zwłaszcza Oddział Położniczy.
Nikt nie marzy, nawet w snach,
By zobaczyć owy gmach,
Jest strzeżony wyjątkowo!
Ja tam byłem przypadkowo
Zaproszony, w grudniu, w gości.
Ma się, kurcze, znajomości!
Niech posłuchać, Państwo, raczą:
Poród właśnie tam się zaczął!
Tuzin godzin od południa,
Dzień trzydziesty pierwszy grudnia:
Pokój piękny, coś jak hotel,
Z boku sofa, może fotel?
Leży Starzec-Świat wygodnie,
Na wieszaku Starca spodnie.
Personelu miny twórcze.
I? uwaga! Pierwsze skurcze!
Z krzesła powstał ordynator:
Proszę podać inhalator!
U pacjenta dziwne wzdęcie,
Siostro! Lancet! Robię cięcie.
Chlasnął przez brzuch Starca fest.
Mam! Wyjmuję, patrzcie! Jest!
Klapsa w pupę, na dzień dobry,
Oddech równy, puls jest dobry,
Trochę ma nietęgą minę,
Wiązać prędko pępowinę!
Co, ze Starcem? Biedak charcze?
Ma pan syna, spokój starcze.
Tęgi, suty syn, forsiasty ?
Dwa tysiące rok czternasty.
Starzec westchnął tak, jak co rok,
Nowe życie, nowy prorok.
Powstał z łoża wnet, w try miga:
Tyle lat już świat ten dźwigam,
Choć to poświęcenie duże,
Jeszcze trochę mu posłużę.
Syna w ciepły koc owinął
I wyruszył z nim w dal siną.
Choć ten cykl trwa szereg lat,
Skończyć może się nasz świat,
No, bo plotka krąży wszędzie:
Więcej dzieci już nie będzie!
Dla kliniki ponoć ? bieda!
Fundusz Zdrowia forsy nie da.
|