Stanął wreszcie szkolny rok,
Jak statek na redzie,
Dzwonek, klasy, w kąt, na bok!
Na wakacje jedzie.
Z rokiem szkolnym, ci gromadą,
Na ferie, po zdrowie,
Uśmiechnięci razem jadą,
Wiadomo, uczniowie.
W górę skakać dziatwa skora,
Przeszły bóle, mdłości.
Kanikuła! oto pora,
Rozprostować kości.
Teczki już na szafy dnie,
Słupków nikt nie liczy.
Dziś czy temat znasz, czy nie,
Pani nie nakrzyczy.
Zresztą sama, nie bez racji,
Niż tej dziatwy morze,
Bardziej kocha czas wakacji,
Też odetchnąć może.
Wszak już w maju puchły uszy,
Leczyła kamforą,
Więc się, biedna, z całej duszy,
Cieszy też tą porą.
Jedzie dziatwa na wakacje,
Pierwszy laby tydzień.
By wyjaśnić sytuację,
To właściwie idzie.
Obcym nie jest wszak nikomu,
Czasy u nas takie,
Że pół spędzi lato w domu,
I to z dobrym hakiem.
Miast atrakcji: jezior, lasów,
Susów w morskich grzywach,
Większość spędzi porę wczasów
W mieście lub? na żniwach.
Biedny kraj nasz wzdłuż i wszerz,
Biedne dziatwy lato.
Wczasów nie ma Pani też,
Nie stać Pani na to.
Może kiedyś przyjdą czasy,
Gdyby rząd się zbudził,
Że dla wszystkich będą wczasy
Choć? bym się nie łudził. |