Z młodzieńczych lat to mi zostało.
Gdy rozpoczyna się rok szkolny,
Wnet coś wstępuje w moje ciało,
Staję się senny i powolny.
Po wakacyjnych dniach uniesień,
Zmora się znowu ucieleśnia.
Zakała wraca ? miesiąc wrzesień.
Jak ja nie cierpię tego września!
Znieść z dawna wprost nie mogę draba.
Bo człek nie może być wesoły,
Kiedy się letnia kończy laba,
A młodzież musi iść do szkoły.
Żeby choć trochę miał tkliwości,
Dawno bym ręką machnął nań.
Lecz on, broń Boże, ciągle złości,
Po prostu zwykły miesiąc ? drań!
Cóż, że wysoko słonko świeci,
Kiedy promyki zgoła wredne.
Przez okna w klasach dręczą dzieci,
Że są doprawdy bardzo biedne.
Niech sobie mówią: miesiąc byczy.
Poprzeć tej tezy się nie skuszę.
Przelała czara się goryczy,
Coś z wrześniem wreszcie zrobić muszę.
A choć już za mną szkolne lata
I związku nie mam z nauczaniem,
Dla dzisiejszego małolata,
Rozbrat uczynić trzeba z draniem.
Stąd pomysł dzisiaj nań mam taki,
Ot, propozycja skromna moja:
By na rok zamknąć go do paki,
Albo w kamasze wziąć, do woja.
Gdy rok przesłuży w wojsku, w NATO
I w kość dostanie od kaprali,
To się odechce kończyć lato!
Z sierpniem się w jeden miesiąc scali.
Radością trysną setki osób,
Dziatwa wybuchnie salwą krzyku,
Jeśli wakacje w taki sposób
Kończyć się będą w październiku.
Choć arcytrudnym przedsięwzięciem,
Będzie nasz wrzesień z sierpniem scalić,
Wierzę, że w nowym parlamencie,
Posłom się uda to uchwalić.
|