Przez miasteczka i przez wieś
Maszeruje zwierz na rzeź.
Krowy, świnie, koń, indory,
Z chlewów, stajni i z obory.
Idą, aż się wzbija kurz.
Równo, grzecznie, wprost pod nóż.
Polski zwierzak patriotą!
Więc mknie chętnie i piechotą.
Garstka autem, na przyczepie,
Ci, co się im tłuszcz telepie.
Mkną radośnie, same śmiałki,
By je porżnąć na kawałki.
A, że nudno jest niebodze,
Mądry dyskurs toczą w drodze.
Błyskotliwy, dynamiczny,
Taki ciut filozoficzny.
Konwersują, bez łgarstw ćwierci,
U wrót rzeźni, ot, o śmierci.
Przyszły boczek i karkówka
Toczy bój na słowa, słówka.
I po polsku, po łacinie
Spór kto jak i kiedy zginie.
Płyną tezy i dogmaty:
Brać w łeb szybko, czy na raty.
Wiodą spór na równi z rządem,
Wespół z sejmem: razić prądem?
Czy też może niebanalnie,
Zarżnąć krwawo, rytualnie.
U wrót rzeźni wiodą spór:
Premier, poseł, baran, knur.
Morał z tekstu: żaden błąd,
Że przy zwierzu poseł, rząd!
Wszak obchodzą ich i świnie,
Która jak i z czego zginie.
Choć pracują w trudzie, znoju
Nie przeoczą i uboju.
|