tygodnik opoczyński
Baza firm
 
Aktualności

 Trudna sztuka życia

 





Wszyscy szukamy szczęścia, ale tak naprawdę mało kto je znajduje. Ludziom wydaje się, że pieniądze, czy władza są jego gwarancją. Ale czy to prawda, czy celem naszego życia jest jedynie ślepe dążenie do zysku i żądza władzy, prowadzące najczęściej do wzrostu pychy i egoizmu? Dzisiejszy świat niesie ze sobą dużo niepewności, zagrożeń i przeciwności losu. Niewiele ludzi może ze spokojem patrzeć w przyszłość. Szczególny szacunek należy się zwłaszcza osobom, które mimo ciężkich kolei życia, pomimo wielu barier i ograniczeń, nie załamały się, zachowując swą godność.
Do takich ludzi, nie godzących się z dramatem, podejmujących bardzo trudną i ryzykowną walkę z ciężką chorobą, zalicza się rodzina Jędrasików, mieszkająca w Petrykozach, małej miejscowości w gminie Białaczów.
Dla nich jedynym szczęściem jest zdrowie małego synka, który od grudnia 2008 roku boryka się z rakiem krwi. To właśnie dzięki ich postawie po raz kolejny potwierdzenie znajdują słowa znanej maksymy, że „chcieć to móc”.
Tomaszek ma teraz 2 lata i 5 miesięcy i w tak młodym wieku przeszedł znacznie więcej niż niejedna osoba przez całe swoje życie. Na widok kogoś obcego ucieka i płacze. Wydaje mu się, iż jest to lekarz, który przyszedł zrobić mu zastrzyk. Rodzice, Leszek i Urszula Jędrasikowie z bólem serca opowiadają historię choroby ich najmłodszego dziecka, bojąc się, aby nigdy nie nastąpił jej nawrót.
– Kiedy zaczęła się choroba syna, w jaki sposób dowiedzieliście się państwo o niej i jakie były jej objawy?
– Wszystko zaczęło się na początku grudnia ubiegłego roku. Już w listopadzie zauważyliśmy, że jest bardzo blady. Nadal karmiony był piersią. Innych rzeczy jeść nie chciał, a miał już przecież półtora roku. Przez ostatnie dwa dni przed rozpoznaniem choroby, nie chodził tylko siedział. Był bardzo siny, miał siniaki na całym ciele. Zawsze był dzieckiem szybkim i żwawym, które nie potrafiło usiedzieć w jednym miejscu, dlatego bardzo zdziwiło nas jego zachowanie. 4 grudnia pojechaliśmy na szczepienie. Powiedzieliśmy lekarzowi o naszym niepokoju, wywołanym jego niechęcią do jedzenia. Lekarz stwierdził, że rzeczywiście jest bardzo blady, dlatego skierował go na badanie krwi. Wynik był bardzo zły, więc zalecił drugie badanie, które wypadło równie niekorzystnie. Zostaliśmy skierowani do Szpitala Klinicznego nr 4 w Łodzi. Wtedy wszystko było dla nas jasne. Okazało się, że Tomek cierpi na ostrą białaczkę.
- Proszę opowiedzieć o leczeniu syna i o samym przeszczepie.
– Natychmiast po rozpoznaniu choroby rozpoczął się nasz wielomiesięczny pobyt w szpitalu. Od razu Tomuś miał podawaną chemię. Potrzebował znacznej ilości krwi, której brakowało.
Wtedy z ratunkiem pospieszyli nam strażacy z Państwowej Straży Pożarnej z Opoczna oraz druhowie z OSP w Petrykozach i Kamieniu. Oddali wiele litrów tego drogocennego leku.
Od 8 grudnia 2008 r. do końca kwietnia br. przebywaliśmy w Łodzi. Nasza pociecha pozostawała w całkowitej izolacji, nie mając kontaktu z nikim, prócz nas i personelu medycznego. Przeszedł pięć ciężkich bloków chemii. Przez ten okres byliśmy w domu może ze cztery razy, po kilka dni. Znaleziony został dawca szpiku, pochodzi z Niemiec. Przez pięć lat nie będziemy mogli jednak poznać jego tożsamości. Przed samym przeszczepem Tomek miał jeszcze, co cztery tygodnie, delikatną chemię, po czym mogliśmy powrócić do domu. Brał nadal chemię w tabletkach. Później zaczęły się badania. Zrobiono mu EKG, echo serca, funkcję szpiku i chyba wszystkie możliwe badania krwi. Od 11 grudnia syn miał założone dwie drogi centralne typu Browiak. Operacyjnie miał te wejścia zakładane do żyły w okolicach serca. Miało to bardzo duże znaczenie przy podawaniu chemii, gdyż mniejsze żyły nie wytrzymałyby podawania tej niezwykle silnej substancji. Te połączenia jednak sam usuwał sobie własną nóżką. Następnie miał założoną inną drogę – Baby Port. Nie mógł on być jednak założony przy przeszczepie, gdyż przed nim miał mieć podaną megachemię, która mogłaby łatwo stopić ten plastikowy materiał i zabić dziecko. Zrobiono nową drogę, wkucie szyjne.
27 lipca, pojechaliśmy do Wrocławia. Dwa dni później przeszedł megachemię, która zniszczyła wszystkie krwinki, zarówno białe jak i czerwone. 7 sierpnia doszło do przeszczepu. Zaczął się kolejny etap naszego koszmaru. Tomek było bardzo wyczerpany, miał spalony przewód pokarmowy, nic nie jadł i nie pił. Odżywiany było dożylnie. W ogóle też nie spał i stracił głos. Często zwracał krwią. Organizm rozpoczął ciężką i trudną walkę o życie. Po kilku dniach od przeszczepu Tomek nie mógł oddawać moczu, doznał również wstrząsu septycznego, pojawiła się cukrzyca. Było z nim bardzo źle. Zaczęły pojawiać się dysfunkcje organów wewnętrznych. Dziewięć pomp tłoczyło do jego organizmu wielkie ilości leków jednocześnie. W jedenastej dobie coś w końcu drgnęło, zaczęły odbudowywać się leukocyty. Jako ciało obce, szpik podjął jednak walkę z organizmem, dlatego trzeba cały czas podawać mu silny lek przeciwko odrzuceniu. Lekarze powtarzali nam, że najgorszy jest okres stu dni po przeszczepie. My mamy już te dni na szczęście za sobą. Teraz nam mówią, że ważny jest rok. W tym okresie bowiem dużo dzieci umiera. Musimy teraz szczególnie uważać na wszelkie infekcje. Każda poważna choroba mogłaby Tomka zabić.
– Wasza ciężka sytuacja wywołała duży odzew społeczny. Otrzymaliście znaczną pomoc w leczeniu Tomka. Jak wyglądała ta pomoc, w czym się przejawiała i kto jej udzielił?
– Bardzo pomogli nam strażacy z Państwowej Straży Pożarnej w Opocznie i druhowie z OSP. W razie potrzeby wsiadali do firmowego samochodu i jechali do Łodzi, oddawać krew. Z łódzkiej stacji krwiodawstwa przyjeżdżały samochody do Opoczna. Krwiodawców nie obsługiwano jednak w mikrobusie, czy w autobusie, a w budynku straży. Jesteśmy bardzo wdzięczni komendantowi Stanisławowi Sagalarze za udostępnienie samochodów oraz za zgodę na oddawanie krwi na terenie strażnicy.
Zresztą, pomagali nam wszyscy strażacy, szczególnie druhowie z OSP w Petrykozach i z OSP w Kamieniu. Zebrali 42 litry krwi. Te zbiórki miały olbrzymie znaczenie, bowiem od grudnia do lutego, Tomek miał przetaczaną krew, aż 20 razy. Dziękujemy serdecznie Andrzejowi Urbańczykowi, zastępcy dowódcy Jednostki Ratowniczo–Gaśniczej PSP w Opocznie i jednoczesnie prezesowi OSP w Petrykozach za pomoc w udostępnieniu konta, na które można było składać 1 procent podatku. Wiele osób skorzystało z tej możliwości, dzięki czemu mamy fundusze na zakup drogich leków, czy finansowanie naszych częstych wizyt w szpitalu. Ważne było dla nas także wsparcie materialne i duchowe księży: Waldemara Guli, proboszcza parafii w Petrykozach oraz Henryka Wójcika, proboszcza parafii w Białaczowie. Za zbiórkę pieniędzy i msze odprawiane w intencji Tomka wyrażamy nasze najszczersze podziękowania. Pamiętamy także o organizatorach koncertu na rzecz naszego synka oraz o wszystkich dzieciach z powiatu, które aktywnie uczestniczyły w kweście. Znaczną pomoc uzyskaliśmy również od członków rodziny, którzy opiekowali się pozostałymi dziećmi podczas, naszych częstych nieobecności. Z całego serca pragniemy podziękować wszystkim ludziom dobrej woli, tym którzy oddali krew, lekarzom i mieszkańcom powiatu. Byliśmy w ciężkiej sytuacji, a pomoc tych osób bardzo nam pomogła. Nie liczyliśmy się z wydatkami na dziecko, dlatego bez tych środków musielibyśmy się znacznie zapożyczyć.
– Poważna choroba dziecka jest wielkim ciosem dla rodziny, a zwłaszcza dla rodziców.
– Na pewno były to ciężkie chwile. Byliśmy przygotowani na najgorsze. Żaden lekarz nikomu nie zagwarantuje, że zabieg się uda. To była taka niepewność, taki straszny lęk. Przed przeszczepem rodzeństwo pożegnało się z bratem, zdając sobie doskonale sprawę, że może widzą go po raz ostatni. Jak już wspomnieliśmy, otrzymaliśmy znaczną pomoc od rodziny. Nasze siostry pomagały nam. Pilnowały pozostałych pociech i gotowały posiłki. Oprócz Tomka mamy bowiem jeszcze czwórkę dzieci: Marcina, Kamila, Weronikę, i Justynę.
– Odnieśliście poważne sukcesy w leczeniu, ale to jeszcze nie koniec batalii. Jakie szanse ma wasz syn na ostateczne zwycięstwo w walce z rakiem krwi?
– Istnieją szanse na wyzdrowienie, jednak nigdy nie będzie już tak zdrowy jak przed przeszczepem. Do końca życia będzie kontrolowany, gdyż gdzieś w szpiku mogła pozostać jakaś jedna cząsteczka, która może spowodować nawrót choroby. Nie ma żadnej pewności, że rak nie powróci. Teraz badamy jednak krew dziecka trzy razy w miesiącu. Jak przyjechaliśmy do domu, to coś zaczęło się dziać z jego nogami. Okazało się, że ma pękniętą kość w nodze. Leki i megachemia zniszczyły nie tylko to, co było w jego kościach, ale także i jego organy.

* * *
Rozliczając się z podatków za 2009 rok, podobnie jak w ubiegłym, można odliczyć 1% podatku na rzecz Tomka, wpisując w zeznaniu podatkowym: Ochotnicza Straż Pożarna w Petrykozach KRS 0000 22 31 32 z dopiskiem Pomoc dla Tomka.
Każdy, kto chciałby pomóc, może również wpłacać pieniądze na konto: Bank Spółdzielczy Opoczno Oddział Białaczów nr 60 8992 0000 0013 5177 2000 0010 z dopiskiem Pomoc dla Tomka.


Artykuł ukazał się w wydaniu nr 51 (650) z dnia 22 Grudnia 2009r.
 
Kontakt z TOP
Tomaszów Mazowiecki - baza wiedzy Biuro ogłoszeń
oglotop@pajpress.pl

Tomaszów Mazowiecki - baza wiedzy Dział reklamy
tel: 44 754 41 51

Tomaszów Mazowiecki - baza wiedzy Redakcja
tel: 44 754 21 21
top@pajpress.pl
Artykuły
Informator
Warto wiedzieć
Twój TOP
TIT - rejestracja konta Bądź na bieżąco.
Zarejestruj konto »