Nie wiadomo wiedzieć czemu
Unikano wciąż problemu.
Każda władza czarna, biała,
Pedofila nie widziała.
W gabinetach w wieczór, rano,
Choć był problem ? pomijano.
Coraz to kolejne rządy
Niby miały wizje, sądy,
Pełne nieraz jakichś bzdetów,
A nie było wciąż konkretów.
Lud się wkurzał duzi, mali?
Pedofile grasowali.
I skakałaby zła kózka,
Gdyby rząd nie nadszedł Tuska.
On nie milczy, głupstw nie baja,
A wprost krzyczy: rwać im j?!
Donald nie chce głowy chować,
Tylko z miejsca rwać, kastrować.
Nie ma co hołubić zbója,
Uciąć?, bo to szuja!
Nie tasakiem! ? higienicznie,
Wykastrować go chemicznie.
Chemia cuda przecież zdziała,
Chuć osłabnie, będzie mała.
Co łzy lać nad złym k?sem,
Potraktować drania kwasem!
A doustnie: bizmut, siarka,
Bo przebrała już się miarka.
Rozbić jądro na atomy
I pedofil uziemiony.
Myśli Tuska są nam słodkie,
On z twardego zrobi wiotkie.
Naród z nim jest całą duszą,
Winni karę ponieść muszą.
Módl się ludu zań wieczorem,
On kastracji prekursorem.
Temu co by źle poczynał,
Słowo takie to na finał:
Gdy wprowadzi się ustawę,
Szybko się rozwiąże sprawę.
Wnet chemiczne wzory, całki,
Wiatrak zrobią z drania pałki.
Bo Tusk, bracie, głupstw nie baja,
Kto pedofil: rwać mu j?!
Zbok zaś, co w duchownym stanie,
W Peru, czy w Dominikanie,
Co na dzieci się zamierza,
Wpadnie w łapy wnet papieża.
Nie zostanie smród po typie,
Bo Franciszek się nie szczypie.
|