Przyssali się niczym te żmije,
Kibice do Zdzicha, że pije.
Bo niby wyjątkiem jest, dziwem,
Futbolem zarządzać pod wpływem.
Złorzeczą, szargając mu imię,
Biednemu Zdzichowi Kręcinie.
Zadyma stąd cała w istocie,
Że pijany był Zdzich w samolocie.
Mijając kibiców złych hordę
Nieomal poleciał na mordę.
Stłuc silnie się mógł Zdzich nieboga,
Wszak twarda tam była podłoga.
Nad Zdzichem Kręciną wręcz burza,
To kibic się wredny oburza.
Nie kryje, nie chowa niechęci,
A głównie to ci abstynenci.
Ten płacze, ten kwili, ten jęczy?
Klnie trzeźwy i kogo kac męczy.
Ludowi się trudno połapać
Skąd burza, że dał Zdzich się złapać?
Bo chyba nie stąd ta nagonka,
Że rąbnął jednego kielonka.
Wszak człowiek nie wielbłąd pić musi,
Inaczej usycha, się dusi.
Strzał w szyję, a każdy to przyzna,
W futbolu to nie jest pierwszyzna.
Niejeden już głupią miał minę,
Gdy głową zaje?chał w futrynę.
Trzeźwiutcy i co kaca leczą,
Nad Zdzichem Kręciną złorzeczą.
Że plamę na świat cały dał,
Bełkotał, chrapał, się chwiał.
Nie powie nikt nawet ? pomroczność.
Lub ? mgła była, słaba widoczność.
Przyssali się, niczym te żmije,
Kibice do Zdzicha, że pije.
Bo niby wyjątkiem jest, dziwem,
Futbolem zarządzać pod wpływem.
Z biedaka wręcz robią barana,
Przez jeden kielonek, sztakana. |