Omamiony pełną michą,
Siedział dłuuugo naród cicho.
Obiecała wszak ta władza,
Że nam będzie fest dogadzać.
Lud rozkoszy się spodziewał,
Którą dać nam miała Ewa.
Nikt nie będzie głodny, goły.
Priorytetem praca, szkoły,
Gospodarka, sport i zdrowie.
Taki program krążył, w mowie.
Każdą polską bystrą rzeką,
Miód popłynie albo mleko.
Więc też leżał lud na boku,
Nawet nie rok, nie pół roku,
By wnet zerwać się z łożnicy.
Pierwsi wstali z wyr medycy.
Władzy słowa wpięli w bajki
I ruszyli robić strajki.
W ślad za nimi inne grupy
Już zbierają się do kupy.
Kraj ogarnia strajk-choroba,
Im się także nie podoba.
Kolejarze, górnik śląski,
Chłop, robotnik ? wszystkie związki!
A do tego jeszcze, z flanki,
Naród uwziął się na banki.
Protestują, ja pierniczę,
Dookoła "frankowicze".
Kredyt tani brała wiara.
Dziś wkur? na Szwajcara.
Z tego taki morał mały:
Polski naród jest wytrwały.
Długo czeka, wszystko znosi,
O jałmużnę się nie prosi.
Lecz i bywa zeń megiera,
Kiedy weźmie go cholera.
Stąd też teraz, kiedy zima
Lekka, ciepła, mróz nie trzyma,
Śnieg poprószy tylko z rzadka,
Strajk być może do ostatka.
Dość ma naród stroju dziada,
Ostro więc się zapowiada.
|