Z pożółkłych kart
Na święconym u Sapiehy
Na świecone u wojewody Sapiehy przybył szlachcic mazurski Jacek Jarzyna z małżonką. Po kilku dniach zasłabł, a doktor nadworny, Niemiec, zabronił mu wina. Wznoszono różne wiwaty. Mazur tylko wzdychał, ale gdy pić zaczęto zdrowie samego wojewody i jemu przyniesiono puchar. Troskliwa małżonka posadziła go pod oknem sali i gdy nikt nie zwracał nań uwagi rzekła: ? Jacuniu, wylej to wino, a nikt nie zobaczy.
? Takiego wina się nie wylewa i zdrowia się takiego nie pomija. Zaklęli mnie jak węża, żebym wypił. ? odparł stary husarz.
? Przecież nikt nie widzi! ? mówiła z cicha żona.
? Ale Bóg widzi! ? rzekł uroczyście Jarzyna, a gromkim głosem zawoławszy ? Zdrowie pana wojewody, a mego osobliwego przyjaciela! ? spełnił puchar do ostatniej kropli i z choroby wyzdrowiał, orzeźwiał od razu, śmiejąc się z diety przepisanej przez Niemca.
Przypomniał to "Tygodnik Ilustrowany" nr 28 z 1860 roku.
Organizacja spowiedzi
W "Tygodniku Polskim" nr 2 z 1819 roku zamieszczona została informacja o pomysłowym, ale leniwym bernardynie, który w czasie Niedzieli Palmowej w ten sposób przemówił do słuchaczy: dla uniknięcia natłoku, jaki zwykł bywać o tej porze u konfesjonałów, oświadczam wam, bracia moi, że w poniedziałek będę słuchał spowiedzi oszczerców, we wtorek lichwiarzy, w środę pijaków, w czwartek złodziei, w piątek lubieżników, a w sobotę kobiety złego życia.
Włóczebne
Jeszcze w ubiegłym wieku pochody chłopców z gaikiem lub kurkiem dyngusowym w drugi dzień Wielkanocy połączone ze składaniem życzeń, śpiewaniem pieśni pobożnych i dyngusowych oraz wypraszaniem darów tradycyjnie nosiły nazwę włóczebnego (od włóczyć się, chodzić). W XVIII wieku włóczebnym nazywano też dary ofiarowywane ubogim, odwiedzającym dwory w okresie świątecznym. Pewnego razu do Adama Naruszewicza, biskupa, nadwornego poety i powiernika króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, w dzień wielkanocny przyszedł jakiś impertynent i w przedpokoju naprzykrzał się o włóczebne. Poeta posłał mu trzy grosze. Ten oburzony zakrzyknął: ? Co ja za trzy grosze kupić dostanę?! Naruszewicz taką mu radę dał na piśmie i przez lokaja posłał: Natrętniku! Mieć będziesz obiad dość uczciwy ? Kup za te trzy grosze pieprzu, octu i oliwy, siądź gołym zadkiem w dobrze rozmieszaną masę, będziesz miał parę szynek, jajca i kiełbasę.
Nie można!
W gronie najbliższych królowi Stasiowi uczestników obiadów czwartkowych był również Ignacy Krasicki (1735?1801), poeta, publicysta, biskup warmiński od 1766 roku. Pewnej starającej się o jego względy, wielkiej ale leciwej damie do życzeń świątecznych dołączył komplement następującej treści: Ignacy z imienia, Krasicki z nazwiska, swą panią najpokorniej za kolanko ściska. Ścisnąłby i wyżej? może za kolana?, jednak, na nieszczęście, nam to zakazano. Zresztą, jam ksiądz a pani pobożna. Nie można!
Wielkanoc każdego dnia
Święcone było w dawnej Polsce synonimem świąt wielkanocnych. Karol Antoni Żera, szlachcic podlaski, odkryty i wprowadzony do historii literatury przez Zygmunta Glogera autor zbioru anegdot z końca XVIII wieku, w swojej księdze "Vorago rerum. Torba śmiechu. Groch z kapustą" zamieścił pytanie i odpowiedź:
? U kogo zawsze i co dzień Wielkanoc? U księży, bo oni sobie co dzień potrawy benedyktują i czy ze skromem, czy z postem jedzą, zawsze jedzą potrawy święcąc (benedyktować ? błogosławić, jeść ze skromem ? jeść potrawy mięsne).
Wyszperał: jerg
|