Miła Pani, mój Kolego,
Śmiać się dzisiaj nie ma z czego.
Choć i płakać nie czas jeszcze
Mimo że przechodzą dreszcze.
Lecz nie szkodzi ciut humoru,
Nawet i w obliczu moru.
Zmierza do nas ? odpłyń, giń!
Afrykański pomór świń.
Już rozwija czarne żagle,
By go szlag! Tak jakoś nagle.
Płynie przez świat, jak ta rzeka.
I cholera, straszy człeka.
Strach po prostu jest, o losie,
I wymówić słowo ? prosię,
Choć niewinne są tu świnie,
W nazwie świnie są jedynie.
Ot, przyjęło się już, kruca.
Wszystko się na trzodę zrzuca.
Stąd i teraz "świńską" modą
Pastwi ludzkość się nad trzodą,
Choć niewiele jest jej winy.
No, powiedzmy, tak? z pół krzyny.
Świński pomór mówić ? błąd!
Bo skąd on? A czort wie skąd.
Ważne, że jest, kurna mać,
I się lud zaczyna bać.
Jeden z drugim już się trzęsie,
Jak ta galareta w mięsie.
Drży człek, czy pomoru sztuka,
W drzwiach nie stanie, nie zapuka.
Choć do śmiechu nie jest wcale,
Rzec by trzeba coś w finale,
Lecz ze strachu w głowie siano.
Może tak: czort jego miano!
Skąd zaraza do nas płynie?
Pewnie ktoś podłożył świnię.
|